W tym roku obchodzimy 50 rocznicę Elektrowni Kozienice. Publikowaliśmy już z tej okazji historię przedsiębiorstwa opracowaną przez dr Sebastiana Piątkowskiego, dzisiaj rozpoczynamy publikowanie wspomnień inżyniera Zdzisława Krawczyka, pierwszego kierownika budowy. Związane są one z budową Elektrowni Kozienice w latach 1968 – 1973.
Kolejnym poważnym zadaniem było uzgodnienie z biurem projektów założeń do opracowania projektu organizacji robót na budowie. Pierwszy raz na spotkanie w tej sprawie dyrektor Józef Zieliński przysłał z Pątnowa swoich przedstawicieli. Byli to bardzo młodzi inżynierowie bez jakiejkolwiek praktyki. Z rozmowy wynikało, że nie bardzo rozumieją zasady kolejności robót przy takiej budowie jak elektrownia. Zachowywali się buńczucznie bo przecież reprezentowali nieomylnego szefa. Przerwałem ich wystąpienia radząc, aby najpierw dowiedzieli się od szefa skąd się bierze dym w kominie elektrowni i dopiero po zdobyciu tej wiedzy zabierali głos na temat kolejności robót. Panom nie pozostało nic innego jak ukłonić się i wyjść ze spotkania. Do opracowania projektu przyjęto założenia uzgodnione uprzednio z inwestorem i podwykonawcami. Młodzi inżynierowie musieli przekazać dyrektorowi Zielińskiemu naszą rozmowę o dymie w kominie, bo był to jak się okazało powód do pogorszenia się stosunków z dyrekcją Betonstalu. Jak to przewidział trafnie dyrektor Sitarski z Krakowa, zaczynała kapać woda z rynny za kołnierz.
Początek robót podstawowych budowy
Na przełomie roku 1968/1969 spychacze i koparki przystąpiły do wykonania wykopów pod fundamenty budynku głównego elektrowni. Miały przed sobą do przemieszczenia 450 tysięcy m3 ziemi. Do wykonania tego zadania w dalszym ciągu brakowało specjalistycznego transportu. Dopiero w sierpniu 1969 roku oddano do dyspozycji budowy 10 trzytonowych wywrotek. Prowizoryczna droga dojazdowa do budynku administracyjnego została kompletnie rozjeżdżona przez wywrotki. Musieliśmy pilnie utwardzić tę drogę. Brakło w tym czasie cementu do wykonania tych robót. Przyszedł nam z pomocą jak zwykle życzliwy ksiądz Adam Socha. Posiadał zgromadzony cement na budowę swojej plebanii, który pożyczył nam na wykonanie tej drogi. Droga ta do dzisiaj powinna nosić imię księdza.
Linia kolejowa
W szybkim tempie postępowały roboty przy budowie stałego zaplecza. Budynek administracyjny inwestora w sierpniu 1969 roku został przekazany do wykonania prac wykończeniowych.
Aby uruchomić tego kolosa energetycznego 1600 MW w puszczy, konieczne było wykonanie szeregu bardzo poważnych robót towarzyszących. Pierwszym takim zadaniem było doprowadzenie linii kolejowej do transportu miału węglowego z kilku kopalń śląskich. Przy mocy 1600 MW pierwszego etapu kotły bloków energetycznych miały spalać 18 tysięcy ton miału na dobę czyli 15 pociągów. W drugim etapie przy mocy 2600 MW zużycie miału określano na 25 tysięcy ton na dobę. Do chwili uruchomienia pierwszego bloku w 1973 roku większość robót linii kolejowej musiała być oddana do eksploatacji. Linię i stację kolejową budowała załoga Przedsiębiorstwa Budownictwa Kolejowego z Radomia. Idąc dalej drogą technologiczną produkcji energii elektrycznej należało przywieziony węgiel rozładować, przemieścić na składowisko i podać taśmociągami do młynów węglowych, które miał przetwarzały na drobny pył. Przy projektowaniu urządzenia do rozładunku transportów węgla popełniono wielki niewybaczalny błąd. Wywrotnicę wagonową zainstalowano na otwartej przestrzeni. W okresie zimy i silnych mrozów wagony z paliwem przyjeżdżały do elektrowni zamarznięte. Trudno opisać ile trudu kosztowało prowizoryczne rozmrażanie i rozładunek takich transportów. Było i tak, że groziło wygaszenie kotła i wyłączenie bloku z eksploatacji.
Dedykuję te wspomnienia pamięci o wspaniałych ludziach, którzy w budowę tej elektrowni włożyli największy trud. Szczególne zasługi wnieśli: Adam Biały, Tadeusz Rubaszowski, Józef Zieliński i wielu innych
Zdzisław Krawczyk
![]() |